gry online

wtorek, 30 czerwca 2015

Tajemnicze spotkanie

Rozdział 3

         O nie! To po prostu niemożliwe. Skąd w tych lasach taki wielki niedźwiedź? A może jest zmutowanym żubrem? 'Cholera, Nireti...weź się w garść'- zganiłam się w myślach. Stanowczo za dużo telewizji.
Jeszcze raz spojrzałam na to ogromne zwierzę, które w tej samej chwili zaczęło iść w naszym kierunku. Gdy spojrzał na mnie takimi samymi oczami jak moje, zaczęłam odczuwać jego wewnętrzny spokój. W następnej sekundzie zerknął na Patric'a i wszystko co do tej pory tłoczyło się w zwierzęciu, uleciało. Coraz szybciej podchodził do mojego brata z wyczuwalną grozą. Przez myśl przebiegło mi pytanie, kto ma jakie szanse. Niedźwiedź miał przewagę wzrostem i siłą, ale Patric trzymał wycelowany pistolet.
       Zaczęło się. Zwierzę z rozpędem skoczyło przed siebie. Oboje padli na ziemię. Z pistoletu wyleciała kulka i przeleciała prawie nad moją głową. Musiałam się uchylić, żeby nie trafiła we mnie. Na krótki moment niedźwiedź spojrzał w moją stronę, jakby chciał się upewnić, że nic mi nie jest. Potem zobaczyłam tylko jak z policzka Patric'a cieknie stróżka krwi. Brat zwinnym ruchem wydostał się spod wielkiego ciała, podniósł pistolet i wycelował w niedźwiedzia. Po trzech strzałach usłyszałam skowyt i zobaczyłam jak stworzenie się zatacza. Dokładnie przyjrzałam się tym fioletowym oczom i zauważyłam łzę spływającą po pysku. Kapnęła na polanę, a po chwili zaczął wyrastać z niej kwiat. Prawie ukazały się płatki, lecz niedźwiedź z ogromną złością zgniótł młodą roślinkę.
       Usłyszałam kolejny strzał i tym razem Patric również nie spudłował. Nie mogłam dłużej patrzeć na bezsensowną walkę. W tym momencie nikt nie zwracał na mnie uwagi. Po chwili zaczęłam się wycofywać, aż w końcu odwróciłam się i pobiegłam do jaskini. Siedziałam skulona długi czas.
W końcu zmęczenie wzięło górę i zasnęłam. Miałam wspaniały sen. Śniła mi się moja cała rodzina, taka jak dawniej. Byliśmy na festynie. Wszyscy się śmialiśmy, śpiewaliśmy
i tańczyliśmy. Tacy pełni życia.

       Z błogiego spokoju wyciągnęło mnie dziwne sapanie. Słyszałam ciężkie oddychanie i czułam chłodny powiew na twarzy. Po woli otworzyłam oczy. Nade mną uchylał się ten sam niedźwiedź. Szybko skoczyłam w najdalszy kąt jaskini i zaczęłam krzyczeć i płakać. Jednak zwierzęcia to nie poruszyło. Zbliżał się do mnie, lustrując mnie wzrokiem. W jego spokojnych oczach ujrzałam swoją wystraszoną twarz.
- Odejdź! Odejdź! Odejdź! - krzyczałam.
Nic to nie poskutkowało.
- Proszę! - pisnęłam na granicach wytrzymałości.
W końcu niedźwiedź sapnął i odszedł. Patrzyłam za nim, gdy w końcu zniknął mi z pola widzenia. Westchnęłam i znowu się położyłam. Zbliżała się noc. Co miałam teraz zrobić? Zrezygnowana zapadłam w głęboki sen.

       Zrobiło mi się gorąco. Do moich uszów zaczął dostawać się śpiew ptaków. Otworzyłam szeroko oczy. Był wczesny ranek. Szybko wstałam, ubrałam się i wzięłam resztę pieniędzy.  Mijając jedno z licznych drzew, natknęłam się na plakat. Podeszłam ukradkiem i przeczytałam treść. To było o mnie. Należałam do poszukiwanych. Pół kilometra dalej dojrzałam chudego mężczyznę, rozklejającego owe ogłoszenia. Odeszłam głęboko w las i pobiegłam do najbliższego sklepu. Związałam włosy w koka na czubku głowy, założyłam kaptur i weszłam do środka.
       Po wyjściu znowu biegiem skierowałam się do jaskini. Pospiesznie zjadłam i zaczęłam rozkładać zakupione kosmetyki. Nałożyłam trochę szamponu koloryzującego na pędzelek i już chciałam malować włosy, gdy coś zasłoniło mi światło. Momentalnie przeszły mnie ciarki po plecach. Bałam się odwrócić.
- Nie rób tego - odezwał się niski męski głos.
Po woli odwróciłam się do wyjścia i ujrzałam wysokiego mężczyznę.
- Kim jesteś? - zapytałam.
- Jestem Cryspin, a Ty masz na imię Nireti - odpowiedział.
- Skąd to wiesz?
- Chodź ze mną, proszę.
- Czemu miałabym to zrobić?
- Po pierwsze spójrz na moje oczy. Mam takie jak Ty...nie nasunęło Ci to na myśl, że jestem po Twojej stronie? Po drugie nie skrzywdzę Cię. Jeśli chciałbym to zrobić, zrobiłbym to wczoraj.
Po trzecie od dziś szuka Cię całe miasto. Tylko u nas znajdziesz schronienie.
- Jesteś zbyt pewny siebie, kolego - próbowałam zapanować nad głosem.
- Już awansowałem na kolegę? Bardzo dobrze mi idzie, a teraz idziemy.
Cryspin skierował się w stronę wyjścia. Przyjrzałam mu się dokładnie. Był to wysoki, dobrze (aż za dobrze) zbudowany mężczyzna o bardzo ciemnych włosach, niemalże czarnych. I do tego miał takie same oczy jak ja. Miał na sobie skórzaną kurtkę, oraz dopasowane spodnie i buty. Wszystko w jednolitych, ciemnych kolorach.
- Przyglądasz mi się - zaśmiał się wesoło.
- Dupek - burknęłam do siebie i poszłam za nim.
- Słyszałem...


       Po dwóch godzinach drogi dotarliśmy do wielkiego domu w nieskazitelnie białym kolorze. Cały budynek był otoczony wielkim murem. Zaczęłam zwalniać.

- Nie bój się, nic Ci nie zrobię - odparł Cryspin.
Weszłam za nim do ogromnego pomieszczenia , które musiało być salonem.
- Gdzie idziemy? - zapytałam.
- Zaprowadzę Cię do łazienki, przyniosę ubrania i zejdziesz na dół do mnie.
Nie podobała mi się ta cała gościnność. Szybko się odświeżyłam i spojrzałam na okno wychodzące na tył budynku. Akurat przy łazience rosło duże drzewo. Zaraz zacznie się zastanawiać gdzie jestem. Oceniłam moje możliwości na ucieczkę. Szybko otworzyłam szybę i wyskoczyłam na solidną (na szczęście) gałąź.  Mrok spowijający otoczenie i zmiana ochroniarzy powinna być plusem. Oddychając głęboko powoli schodziłam coraz niżej, aż noga mi się podwinęła. Z krzykiem spadłam na dół...miękki dół.
- Czy każda kobieta ma słabe zaufanie do naszej płci? - zapytał rozbawiony całą sytuacją.

- Cholera!
- Musisz przeklinać, młoda damo?
- Przestań zadawać te głupie pytania i mnie postaw - rozkazałam wyniośle.
- Wracamy do domu.
- Umiem chodzić - stwierdziłam zażenowana.
- Jeśli tak jak skakać, to wolę Cię zanieść, żebyś się nie potknęła o własne nogi - odparł.
- Arogancki dupek - mruknęłam ponownie.
- Dwa razy w ciągu trzech godzin? Masz bogaty język.
       Zrezygnowana pozwoliłam się zanieść do kuchni. Posadził mnie na krześle, a sam usiadł na przeciwko mnie.
- Wypij to - podał mi kubek z parującym napojem.
- Co to jest? - zaczęłam wąchać - Fuj! To śmierdzi.
- Gorzki lek najlepiej leczy, koleżanko.
- Co to? Pytam po raz drugi.
- Zioła, które przywrócą Ci siły, Wypij, proszę Cię.
- Widzisz? Można ładnie poprosić? Nic gorszego spotkać mnie nie może. Najwyżej się nie obudzę.
- Daję moje słowo, że otworzysz swoje ładne oczka - obiecał.
- Dużo jest ono warte?- zapytałam.
- Bezcenne! - błysnął zębami w uśmiechu.



/Merenwen

1 komentarz:

NIE SPAMUJEMY