gry online

środa, 7 października 2015

Niekończąca się historia

Rozdział 6

Podniosłam wzrok znad notesu, kiedy drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem.
- Mogę wejść? - Cryspin wystawił głowę zza drzwi i uśmiechał się szeroko... o matko... a był to uśmiech nie z tej ziemi. Dosłownie. Skinęłam lekko głową i uśmiechnęłam się nieśmiało. Wszedł pewnym krokiem trzymając ręce za plecami.
Usiadł na podłodze, na przeciwko mnie i znów zaszczycił mnie szerokim uśmiechem. Spuściłam wzrok speszona. Nireti co się z tobą dzieje? Skarciłam się w myślach. 
- Co tam szkicujesz? - szybko zakryłam podobiznę Cryspina. Jeszcze tego brakowało żeby wiedział, iż ciągle siedzi mi w głowie. 
- Nic takiego... takie tam... bazgroły. - Powiedziałam pospiesznie. - Lepiej powiedz co Ty trzymasz za plecami. Znów pewnie coś knujesz.
Zaśmiał się tylko, na ten dźwięk mój żołądek koziołkował jak szalony, a serce kołatało się w piersi . Wyciągnął przed siebie pudełko, bardzo elegancko zapakowane i przewiązane wstążeczką.
- Co to? - spojrzałam zdziwiona na pakunek.
- To taki... spóźniony prezent urodzinowy. No bierz! - Cryspin wcisnął mi pudełko w ręce z jeszcze większym uśmiechem.
Patrzyłam na nie zdziwiona co jakiś czas zerkając wielkimi oczami na Cryspina. On tylko westchnął i pociągnął za fioletową wstążkę, która z wdziękiem baletnicy i cichym szelestem spadła na podłogę.
Nie czekając ani chwili chwycił za pokrywkę pudełka i otworzył je ukazując mi jego zawartość.
Zajrzałam nieufnie do środka. W pudełku leżał fiołek... taki sam, który nie wiem jakim cudem stworzyłam na polanie przed jaskinią. Był śliczny... miałam wrażenie że emanował światłem. Obok niego leżało zdjęcie odwrócone obrazkiem do dołu oraz pudełko moich ulubionych czekoladek.
Odłożyłam pudełko na podłogę i wyciągnęłam z niego zdjęcie. Były na nim trzy osoby : mężczyzna, kobieta i noworodek. Mały portrecik rodzinny... wszyscy mieli fioletowe oczy... a kobieta... wyglądała jak... 
Ni stąd ni zowąd zawiał tak silny wiatr, biało-błękitne światło oślepiło mnie do tego stopnia że musiałam zamknąć oczy, by nie stracić wzroku.
Kiedy wszystko się uspokoiło i mogłam otworzyć oczy uświadomiłam sobie, że nie siedziałam już w moim pokoju w domu... lecz na oświetlonej delikatnymi promykami słońca łące. W dłoniach ciągle trzymałam zdjęcie... 
- Co się stało? - szepnęłam do siebie rozglądając się dookoła. Nie wiem jakim cudem się tu znalazłam, ale chcę jak najszybciej wrócić do Domu. Znasz ten las jak własną kieszeń Nireti, na pewno znajdziesz drogę powrotną, pocieszałam się w myślach. Pospiesznie wstałam i ruszyłam przed siebie. Ale z każdym krokiem w głąb lasu traciłam tą nadzieję.Szłam już Bóg wie ile godzin. Nogi bolą mnie niemiłosiernie ale musiałam wrócić do Domu.
Nagle zobaczyłam tą samą łąkę, na której ni stąd ni zowąd się pojawiłam. Usiadłam na samym jej środku załamana. Krążę... wyciągnęłam z kieszeni spodni zdjęcie, które dostałam od Cryspina i po raz setny przyglądałam się trzem postaciom. 
Ich oczy były fioletowe, włosy czarne jak moje... kobieta trzymała dziecko. To muszę być ja... i moi biologiczni rodzice. 
Łzy mimowolnie zaczęły płynąć po policzkach. Pociągnęłam nosem i schowałam pomięte zdjęcie z powrotem do kieszeni. 
Siedziałam zrezygnowana na polanie, nie wiadomo jak daleko od Domu i nie wiedziałam jak wrócić. Żeby się tu znaleźć wystarczyło, że spojrzałam na zdjęcie. A teraz nic... oglądałam je milion razy, żadnego oślepiającego światła i silnego wiatru, tylko cisza i spokój. Łzy płynęły ciurkiem a mną wstrząsnęły dreszcze rozpaczy. Kropla po kropli padała na trawę, a przez zły w oczach już praktycznie nic nie widziałam. 
Nagle usłyszałam szelest. Ale nie taki, jakby ktoś szedł, tylko taki delikatny... jakby lecący motyl... z tym że szelest był na tyle głośny iż można sobie pomyśleć że leciała całe stado... nie, cała horda motyli!
Pospiesznie przetarłam oczy i zobaczyłam widok nie z tej ziemi. Łąka, która nie dawno świeciła pustkami i przesuszoną trawą była teraz soczyście zielona i wszędzie rosły fiołki... miliardy fiołków. Wstałam i znów przetarłam oczy. Z każda chwila kwiatów było co raz więcej i rosły z prędkością światła. Wszystkie wyglądały tak jak ten, który urósł przy jaskini, w której się ukrywałam po pożarze... były majestatyczne... miały wielkie pąki i raziły pięknym, fioletowym odcieniem.
- Nireti... - podskoczyłam wystraszona. Cichy delikatny głos odezwał się tuż obok mnie. Stałam jak wryta, szeroko otwartymi oczami spoglądałam na stojąco obok prawie przezroczystą kobietę w zielonkawej sukni.
- K-kim jesteś? - wyjąkałam. Duch uśmiechnął się i to po tym uśmiechu ją poznałam... jak ze zdjęcia... - Jesteś duchem mojej matki?! 
- Och Nireti, kochanie! Nareszcie mogę z tobą porozmawiać.  Tyle czasu czekałam żeby ci wszystko wyjaśnić. Cryspin nie był zbyt gramotny... zawsze małomówny. - zaśmiała się lekko.
- Czyli... odpowiesz mi na te wszystkie pytania, które ignoruje Cryspin tłumacząc się, że nie jestem jeszcze gotowa? - moje podekscytowanie wygrało z przerażeniem. Oto teraz miałam dowiedzieć się tego wszystkiego do czego nie dopuszczał mnie Cris.
- Nie wiem czy starczy mi życia na twoje wszystkie pytania - duch znów się uśmiechnął, a mnie na to porównanie mina zrzedła... życia?!
- Hmm... może nie był to do końca trafiony żart... wybacz skarbie. - trochę się odprężyłam. Nie czekając ani chwili zaczęłam zadawać jej pytania. Nie mam czasu do stracenia.
- Jak to się wszystko zaczęło?
- Haha! - zaśmiała się perliście - Nie chcesz wiedzieć jak nazywa się twoja matka? - uśmiech nie znikał jej z twarzy.
- Wybacz... po prostu... nie mogę w to uwierzyć, że ty... to znaczy twój duch tu jest i mogę otrzymać wszystkie odpowiedzi! - zamilkłam na chwilę - A więc... mamo... - uśmiechnęłam się nieśmiało. I ona uśmiechnęłam się na dźwięk tego krótkiego słowa. Miała taki śliczny, zniewalający uśmiech. 
- Nazywam się Ferth, byłam żoną wielkiego wodza, Khar'a. Twój ojciec był odzwierciedleniem siły i zwycięstwa... niestety zostaliśmy zamordowani... siła twego ojca w pojedynkę była niczym w starciu z tyloma Orionami.

Wzięłam głęboki wdech. Duch matki spojrzał na mnie smutnymi oczami.

- Orioni byli niegdyś silnym i dobrym ludem. Niestety po objęciu władzy przez Teho... ech, jego ojciec był dobrym i sprawiedliwym władcą... ale Teho był zły, przesiąknięty mordem i śmiercią do szpiku kości. 
Są Elfami ale przydomek Elfów Zła i Strachu zdobyli gdyż Teho nie dbał o to, co się dzieje z jego ludźmi ani o to co dzieje się w okół niego. Dobroć tych Elfów brała się z magicznych właściwości Lasu Tysiąca Dusz. Ale kiedy Teho zaczął zabijać ludzi dla zabawy i rozrywki... Krew ludzi poległych w tym wszystkim rozlewała się po bujnych łąkach i ścieżkach poszycia leśnego, Orioni zniszczyli go wykonując obrzydliwe rozkazy syna Władcy Lasu. 
Od tego czasu ich szeregi mocno się skurczyły. Elfy umierają bo syn Sprawiedliwego zapoczątkował śmierć. Cryspin powiedział ci, że szukali ratunku u "szamana". Otóż nie był to szaman lecz Wyrocznia. Kiedy Jego żołnierze zaczęli umierać, a las zanikać i więdnąć, Teho musiał szukać ratunku. 
Duch mojej matki umilkł. Nie patrzyłam na nią, mój mózg musiał przetrawić to wszystko co mi powiedziała. Orioni nie byli źli... Cryspin mówił, że nie wie jak powstali. Kiedy matka powie mi wszystko będę mogła mu wszystko objaśnić. Spojrzałam na nią i już otwarłam usta by zadać jej kolejne pytanie ale zaniemówiłam gdy napotkałam jej wzrok.
- Nireti... - spoglądała na mnie, a w jej oczach zobaczyłam strach. Coś się zbliżało... Kiedy matka znów się odezwała dreszcze opanowały całe moje ciało. - Uciekaj... JUŻ! - po tych słowach jej duch rozpłynął się, a ja stałam z oczami jak spodki. Choć wyraźnie powiedziała, że mam uciekać... nie mogłam. Stałam jak sparaliżowana.
Nagle usłyszałam szelest i łamanie gałęzi. Nie zastanawiając się dłużej wystrzeliłam przed siebie jak z procy, nie patrząc za siebie. Biegłam co sił w nogach, modląc się by nie potknąć się o któryś z wystających korzeni. Czułam się jakbym w ogóle nie dotykała stopami ziemi. 
Rozejrzałam się by sprawdzić czy ten ktoś ciągle mnie goni. Widok, który ujrzałam zmroził mi serce. Zewsząd otaczały mnie czarne postacie. Biegły wolniej ale ja też słabłam i zwalniałam. Musze wrócić do Domu! Ale nawet nie wiem gdzie jestem i jak się tu znalazłam... Bezradna, ostatkiem sił zmusiłam się by przyspieszyć. 
Nagle poczułam jak czyjeś ręce zaciskające się wokół mojej talii. Przerażona krzyknęłam jak opętana, a mój oprawca obalił mnie na ziemię pozbawiając oddechu. Obrócił mnie tak, że leżałam na plecach... Patric... mój brat... jego uśmiech był przerażający. Trzymał moje nadgarstki z taką siłą, że byłam pewna iż zaraz kości zaczną mi pękać.  Reszta Orionów okrążyła nas ciasnym kołem, mierząc w moją głowę łukami. Wreszcie mogłam im się lepiej przyjżeć. Podczas walki pod Domem byłam zbyt rozkojarzona, by w ogóle się przejmować tym jak wyglądają.
Byli bladzi, ich oczy był niczym bezdenne studnie, w których czaił się ogromny ból i strach... ale nie widziałam tam żądzy mordu jak w przypadku mego brata. Ich ciemne zbroje szczelnie  zakrywały ich ciała. Każdy miał włosy do pasa, jedni ciemne niczym mahoń, inni białe jak mleko, związane w koński ogon lub warkocz. Ponure wyrazy ich twarzy sprawiały, że nie bałam się ich... było mi ich żal... teraz gdy miałam bardziej naświetloną ich historię nie potrafiłam im złorzeczyć... w końcu to nie ich wina jakiego mieli przywódcę.
Tylko mój brat... on był okropny, wyglądał jakby coś go opętało... rozbiegany wzrok i szaleńczy uśmiech... i te czarne oczy. Miał piękne błękitne oczy, a teraz? Były obrzydliwe czarne na dodatek tęczówki nie były okrągłe a postrzępione.
- Witaj siostrzyczko... - cisze przerwał jego głos. - Nic się nie zmieniło, ciągle jesteś słaba i nie potrafisz mi uciec. - Nie przejęłam się zbytni tym co mówił. Zastanawiam się tylko dlaczego to robił. Ile mu obiecali, by mnie schwytał. Patric ciągle prowadził swój bezsensowny monolog.
- Zastanawia mnie co robisz w środku lasu tak daleko od tego waszego pieprzonego Domu? Zachciało ci się wolności? Wielmożny Pan Niedźwiadek nadepnął ci na odcisk? A może jednak postanowiłaś do nas dołączyć? Z resztą... - parsknął śmiechem - W obecnej sytuacji nie masz za bardzo wyboru. Pójdziesz z nami i żadne twoja słowa ani czyny cię nie uratują. Niedźwiadek nie nauczył cię jak używać swoich mocy na tyle, by się samej obronić. Jeśli do nas dołączysz zyskasz na tym znacznie więcej niż gdybyś została z tamtymi zwierzętami. 
- Jestem jedną z nich... też jestem zwierzęciem i nie boję się ciebie! - wrzeszczałam mu w twarz szarpiąc się i wierzgając.  
- Hahaha! Nie boisz się mnie! A to dobre! - Patric śmiał się, obrzydliwie szczerząc zęby.
Nagle białka jego oczu stały się kompletnie czarne, twarz stała się chorobliwie chuda, a pod jego oczami pojawiły się sine doły. Wyglądał strasznie. Zadrżałam przerażona nie na żarty.
- A teraz? Ciągle się mnie nie boisz? Hahaha! Czuję jak trzęsiesz się ze strachu. Kiedy już Teho użyje cię do ratowania Lasu Tysiąc Dusz rozprawię się z tobą osobiście... Nie będziesz do niczego już potrzebna więc będę cię zabijał jak najwolniej i jak najboleśniej... to będzie dla mnie prawdziwa przyjemność.
Łzy zaczęły płynąć po moich policzkach, ale nie z powodu tego co mówił... ale dlatego, że nie poznawałam w nim niczego z mojego brata. Kiedyś mimo swojego trudnego charakteru troszczył się o mnie i nie pozwolił, by ktokolwiek mnie obrażał czy skrzywdził. Zawsze był po mojej stronie. Kochałam go! Był moim bratem. Nie ważne czy biologicznym czy nie.
- Ojej czyżby to były łzy strachu? Hahaha! 
- Nie... - wyszeptałam.
- Co nie? - Patric spoglądał na mnie zdziwiony.
- To nie są łzy strachu... to są zły straty... co ci się stało? Czemu zabiłeś naszych rodziców? I czemu jesteś z tymi, którzy zabili moją biologiczną rodzinę! Bracie! Proszę opamiętaj się... w końcu jesteśmy rodzi...
- ZAMKNIJ SIĘ! - przerwał mi gwałtownie, po czym uderzył w twarz z taką siłą, że drugim policzkiem uderzyłam o ziemię. - Nie jesteśmy rodziną! I nigdy nie byliśmy! Tain'owie nie byli moimi rodzicami! Gardziłem nimi! A ciebie nienawidziłem z całego serca! Zawsze musiałem cię bronić żebyś bezpiecznie trafiła w przyszłości w ręce Teho! Jeśli kiedykolwiek uważałaś, że robiłem to z braterskiej miłości to muszę cię rozczarować.
Jego słowa sprawiały mi większy ból, niż jego uderzenie. Nie chcę już tu być... chcę teraz wrócić do Domu! Chce żeby Cryspin był przy mnie! Nie chce już słuchać tego zdrajcy... Łzy spływały na trawę i znów w około zaczynały kwitnąc fiołki. Nie przejęłam się tym jednak. Modliłam się o to by jakimś cudem wrócić do Domu. Z całych sił tego pragnęłam. I wtedy własnie usłyszałam zdziwiony głos Patric'a. Otworzyłam oczy i zobaczyłam go oraz jego Oriońskich żołnierzy za błękitno-biała mgiełką. Stawali się coraz bardziej niewyraźni. Znów ostre światło zaczęło mnie oślepić i zerwał się silny wicher. Ostatnie co usłyszałam to stłumiony głos Patric'a, który wściekle wyrzucał z siebie przekleństwa.
Kiedy wszystko ucichło otworzyłam mocno zaciśnięte powieki i szybko zerwałam się na nogi, gotowa stawić czoło zdrajcy, którego śmiałam nazywać bratem. 
Ale nie stałam już w lesie tylko w salonie w Domu. Na kanapie siedział Cyrian, który z wielkimi oczami trzymał przy uchu telefon. Ktoś ciągle do niego mówił i pytał czy słucha ale on tylko patrzał na mnie wielkimi oczami. 
- Nireti? - wstał z kanapy rozłączając się. - Gdzieś ty była?! Cryspin po twoim nagłym zniknięciu wszczął taką panikę, że ciężko go było w jakikolwiek uspokoić... wysłał chyba z sześć patroli, by przeszukiwali las i cię szukali! 
- Ja... nie wiem co się stało... - złapałam się za głowię i opadłam na kanapę.
 Nagle usłyszałam jak ktoś awanturuje się na korytarzu. Drzwi otworzyły się z impetem uderzając o ścianę i do salony wpadł Cryspin. Wyglądał jak szaleniec. Krzyczał do jednego z oddziałów za nim.
- JAK TO NIE ZNALEŹLIŚCIE?! NIKT JEJ NIE ZNALAZŁ! JESTEŚCIE OSTATNIM ODDZIAŁEM I TAK JAK WSZYSCY NIE PRZYNOSICIE NIC DOBREGO! - Nigdy nie widziałam go tak wściekłego. Wymachiwał rękami na wszystkie strony. Kiedy skończył się wydzierać odwrócił się w stronę Cyriana. Mnie jeszcze nie zauważył.
- A TY DO JASNEJ CHOLERY NIE ROZŁĄCZAJ SIĘ ZE MNĄ KIEDY Z TOBĄ ROZMAWIAM! NIRETI...
- ... Jest z nami bracie. - Cyrian przerwał mu spokojnym i opanowanym głosem. Cryspin raptownie umilkł. Wstałam z kanapy pospiesznie i spojrzałam na niego nieśmiało. On tylko otworzył usta po czym zaraz je zamknął. 
- Ja... ja cię tak strasznie przepraszam Cryspinie... - patrzałam z zażenowaniem na swoje dłonie. Nie wiem czemu czułam się winna... w końcu nie trafiłam na tą polanę z własnej woli... Już chciałam się tłumaczyć gdy nagle znalazłam się w jego żelaznym uścisku. Prawie miażdżył mi żebra ale nie odzywałam się. Tak strasznie lubiłam gdy mnie przytulał, a robił to niemożliwe rzadko.
- Tak strasznie mnie wystraszyłaś. - wyszeptał mi do ucha. - Nie wiem co bym zrobił gdyby coś ci się stało... to by mnie zabiło... - głos mu zadrżał. Zaniemówiłam. Stała w jego objęciach, a on... wyznawał mi uczucia czy coś mi się przesłyszało? 
Cryspin nagle zesztywniał, puścił mnie i odchrząknął, unikając mojego wzroku.
- Powinnaś odpocząć... później porozmawiamy... - zerknął na mnie, a potem szybko wyszedł z salonu, chwytając po drodze Cyriana za łokieć i brutalnie ciągnąc za sobą. 
Potrząsnęłam głową. Może myśli mi się wreszcie poukładają i wszystko zrozumiem. 
Chwiejnym krokiem ruszyłam do swojego pokoju. Jestem kompletnie wyczerpana. Wdrapałam się po schodach już prawie na czworaka, otworzywszy drzwi nie namyślając się zbyt długo padłam jak kłoda na łóżko i od razu zasnęłam.


Przeszedł mnie dreszcz. Otworzyłam oczy i o mały włos nie dostałam zawału. Znów byłam na polanie. Stałam na samym skraju. W cieniu po drugiej stronie stał Patric. Wyglądał jak potwór. Znów miał wychudzoną twarz, czarne oczy i obrzydliwy uśmiech. Otaczała go czarna mgiełka. Patrzał na mnie, a po chwili uniósł dłoń i palcem wskazującym nakazał swoim żołnierzom ruszyć do ataku. 
Zaczęłam wrzeszczeć. Nie chciałam znów przeżywać tego koszmaru! Zamknęłam oczy i błagałam o pomoc. Potem usłyszałam wściekłe pokrzykiwania tego pieprzonego zdrajcy i... bicie zegara? Co w środku lasu robił zegar? 
Znów otworzyłam oczy. Zegar na ścianie wybijał siódmą wieczorem... To był tylko sen... koszmarny sen, Nireti nic ci już nie grozi, pocieszałam się w myśli. Wygrzebałam się z pościeli i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Ubrania miałam całe ubrudzone ziemią po tym jak Patric powalił mnie na ziemię, włosy splątane. Wyciągnęłam z nich parę liści. Pospiesznie umyłam się pod strumieniem gorącej wody. Po chwili w łazience pachniało już słodką nutą mojego czekoladowego szamponu. Kiedy skończyłam kojący rytuał, zawinęłam włosy w ręcznik, a drugim okryłam się i poczłapałam do pokoju po czyste ubranie. 
Ledwo wyszłam z łazienki, a rozległo się pukanie.
- Chwileczkę! - zawołałam. Dwoma susami pokonałam odległość dzielącą mnie do szafy, wyjęłam czystą bieliznę, błękitny lekko pognieciony T-shirt i jeansowe szorty.
- Nireti? Mogę już wejść? - głos Cryspina dobiegł mnie zza drzwi. 
- Sekundkę! - wrzasnęłam i w ekspresowym tempie zaczęłam się ubierać. Ręcznikiem na szybko przetarłam mokre włosy i rzuciłam je w kąt.
- Proszę! 
Cryspin wszedł do pokoju, zakrywając dłonią oczy i na oślep wymachując ręką, by nie uderzyć w coś. Wyglądało to tak komicznie, że nie potrafiłam się powstrzymać i wybuchnęłam gromkim śmiechem. Cryspin wyprostował się zdjął rękę z twarzy. Próbował mieć poważną minę, ale kiepsko wychodziło mu ukrywanie rozbawienia. 
Kiedy wreszcie byłam w stanie się uspokoić usiadłam na pufie koło okna i poklepałam wolne miejsc koło siebie. On z lekkim uśmieszkiem usiadł na drugiej pufie i wpatrywał się we mnie.
- Jak się czujesz?

- A jak powinnam się czuć? Czuje się... dziwnie. - Siedzieliśmy w milczeniu. Cryspin palił mnie wzrokiem, a sama nie odważyłam się na niego spojrzeć.
- Co tam się stało? - wyszeptał, jakby w ogóle nie chciał o to pytać.
- Sama do końca nie wiem. Dałeś mi to zdjęcie... a potem oślepiło mnie jaskrawe światło i zaczęło strasznie wiać... A kiedy wszystko się uspokoiło byłam już na tej polanie... 
- Teleportowałaś się... - wszedł mi w słowo. - Jesteś naprawdę silna... nikt inny tego nie potrafi...
- Czyli... mogę się przenieść gdzie tylko chce? - pisnęłam podniecona myślą zobaczenia najwspanialszych zakamarków Ziemi.

- Pewnie tak, jak mówiłem tylko ty to potrafisz, więc nie wiem ile twoja moc jest w stanie zrobić. Ale kontynuuj, co się stało po tym jak znalazłaś się na tej łące?
- Spanikowałam troszkę, postanowiłam odnaleźć drogę do Domu, w końcu znam ten las jak własną kieszeń... - Cryspin znów wciął mi się w zdanie.
- Nie byłaś w tym lesie... gdyby tak było, któryś z oddziałów by cię znalazł... musiałaś trafić do Lasu Tysiąca Dusz... Jest on w innym wymiarze duchowym. Kiedyś był naszym lasem... Ale Elfy to potwory...

- Nie mów tak Cryspinie! One nie były złe! - spojrzałam na niego wściekła. - Kiedy już straciłam nadzieję znów trafiłam na tą głupią łąkę! Potem pojawił się duch mojej zmarłej matki i opowiedziała mi trochę jak to było... Elfy nie były złe... To wina tego całego Teho. - westchnęłam zirytowana i spojrzałam na Cryspina. Wpatrywał się we mnie ale nic nie mówił. Nie czekając na jego kolejne pytanie kontynuowałam historię.
- Mówiła, że Elfy były dobre ale mordowanie dla rozrywki zniszczyło Las Tysiąca Dusz i przyczyniło się do śmierci setek Orionów... a potem moja matka kazała mi uciekać. Patric mnie dopadł. Wyglądał jak opętany...
- To normalne kiedy śmiertelnik otrzymuje moc, której nie potrafi kontrolować. - Cryspin wysyczał przez zaciśnięte zęby. Śmiertelnik? Byłam przekonana, że Patric jest Orionem.
-Twój braciszek od siedmiu boleści jest człowiekiem. W zamian za złapanie i oddanie ciebie w ręce Teho miał otrzymać te zdolności, które posiadają najlepsi ochroniarze Teho. Ale dla niego to za dużo, nie będzie sobie w stanie z tym psychicznie poradzić... i to go zabije. Syn Sprawiedliwego wie o tym, ale dzięki temu będzie mógł się pozbyć twojego brata bez większego wkładu. Moc go zabije prędzej czy później.

Patric... umrze? Nienawidziłam go, fakt... ale jednak szesnaście lat traktowałam go jak brata. Nie chcę teraz o tym myśleć. Muszę zmienić temat.
- A więc... mogę się teleportować. Czy jest coś jeszcze w... pakiecie? - uśmiechnęłam się delikatnie. Odwzajemnił uśmiech, ale oczy miał smutne. 
- Zmieniamy się w zwierzęta. Każdy w inne ale zdarzają się przypadki, że kilka osób może zmienić się w to samo zwierzę. Do tego posiadamy dar telekinezy, możemy przynosić rzeczy jak i inne żywe organizmy. Możemy też leczyć. Ty leczysz łzami i w twoim przypadku to jest bardzo silny dar, gdyż możesz uratować umierającego, zaś my jesteśmy w stanie uleczyć rany wojenne... Gdybym wcześniej ci to wszystko powiedział... Agis by żył. - zniżył głos do szeptu i odwrócił wzrok. Chciałam go jakoś pocieszyć ale mogłam jedynie patrzeć. Dotknęłam jego dłoni i kiedy na mnie spojrzał uśmiechnęłam się delikatnie.
- Pomścimy Agis'a zabijając Teho. 
- Tak... ale najpierw musimy cię nauczyć wszystkich twoich mocy. Od jutra Cyrian będzie uczył cię telekinezy, leczenia Sariaa, a ja będę pomagał ci z szybką i bezproblemową przemianą. Co do teleportacji sama musisz odkryć jak to robić, nikt oprócz ciebie tego nie potrafi.
No fajnie. Jeszcze niedawno byłam zwykłą szesnastolatką, a teraz? Jestem siedemnastolatką, która jest córką władcy Obdarzonych i na dodatek posiadam moce. Miło. 
- Co muszę zrobić by na zawołanie zmienić się w zwierze? - pamiętam jak Patric wyśmiewał mnie, że nie potrafię się bronić. Czas to zmienić.
- Musisz sobie wyobrazić siebie w skórze tego zwierzęcia. Masz to wypisane w genach, będziesz czuła pragnienie dowiedzenia się wszystkiego o tym zwierzęciu.
Odtworzyłam sobie w pamięci moją pierwsza przemianę. Coś mi tu nie pasowało.
- Ale... kiedy pierwszy raz się przemieniłam nie wyobrażałam sobie niczego. Byłam wściekła za to, że prawie cię zabili.
- Emocje też mają ogromny wpływ. - wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Ciągle wracałam do ostatniej walki pod Domem. Kiedy już jedna rzecz została wyjaśniona przychodziła następna. Wiedziałam już jak się przemieniłam.
- Cryspinie? 
- Tak... Nireti? - zawahał się jakby chciał powiedzieć coś innego. Nerwowo drgały mu usta. Coś go trapi? 
- Pamiętasz jak znalazłeś się w bezpiecznym miejscu w Domu podczas walki? - zamyślił się, usta ciągle mu drgały jakby ciągle się wahał czy nie powiedzieć tego co leży mu na sercu.
- Niewiele, wszystko mnie strasznie bolało i traciłem przytomność. Ale wiem, że strasznie wiało... i raziło mnie mocne światło... ty... ty mnie teleportowałaś! - Ścisnął moją dłoń z szerokim uśmiechem. - Skoro czułaś to samo co ja kiedy się przenosiłem znaczy, że możesz teleportować także innych. Koniecznie musimy zacząć lekcje! Koniecznie! 
Cryspin wstał, ścisnął moje ramie i spojrzał mi głęboko w oczy, jakby chciał wwiercić mi się w duszę. Wargi ciągle mu lekko drgały. Już chciałam go zapytać co się dzieje kiedy pospiesznie wyszedł.
Ta drgająca warga i nie wypowiedziane słowa strasznie mnie frustrują... Nie zostawię tego tak muszę z nim porozmawiać.
Wstałam z pufy, podeszłam do stoliczka koło drzwi do łazienki i wzięłam z niego portrecik, który podarował mi Cryspin i skierowałam się do jego pokoju. Zapukałam kilkakrotnie ale się nie odzywał. Otwarłam drzwi ale nie znalazłam go tam. Pospiesznie przeszukałam cały dom od piwnicy, składzików, siłowni, zbrojowni, salonu i kilku pokoi żołnierzy. Zrezygnowana kroczyłam po korytarzach domu i pytałam napotkanych znajomych czy może go widzieli, ale wszyscy kręcili głowami.
Potem natknęłam się na Cyriana. Podbiegłam do niego jak szalona chwytając go z całej siły za ramiona.
- Nireti! Matko, dostałem zawału... - chwycił się wolną ręką za serce. - Coś się stało?
- Gdzie jest Cryspin? - odchrząknęłam pospiesznie. Od ciągłego zadawania pytań zaschło mi w gardle.
- Och nie szukałbym go na twoim miejscu w Domu. Jakieś pół godziny temu wybiegł, zmienił się w niedźwiedzia i pobiegł do lasu.
Puściłam ramiona Cyriana i odeszłam bez słowa. Nogi same prowadziły mnie do ogrodu. Usiadłam na kamiennej ławce przed fontanną, na której były wszystkie leśne drapieżniki. Na jej szczycie stał wilk, a na jego grzbiecie dumnie stał ogromny orzeł, z szeroko rozpiętymi skrzydłami. 
- Tęsknie za lataniem... - delikatny głos znów odezwał się tuz obok mnie. Spojrzałam na ducha mojej matki.
- To ty jesteś tym orłem? - spytałam znów przyglądając się fontannie. Nic nie odpowiedziała ale kątem oka dostrzegłam, że się uśmiecha. 
- Nie dokończyłaś historii... na tej łące. - chciałam wiedzieć wszystko. Cryspin nie był wylewny i o każde informacje trzeba było go wręcz błagać.
- Na czym to skończyłyśmy?
- Mówiłaś coś o Wyroczni.
- A tak... Teho dowiedział się od niej jak uratować Las Tysiąca Dusz jego żołnierzy. Dowiedział się, że tylko moc córki Wielkiego Władcy Obdarzonych uratuje Las. Ale Teho na początku się tym nie przejął. Krew dalej lała się strumieniami pod jego rządami. W końcu szeregi jego żołnierzy tak się skurczyły, że jednak zdecydował się posłuchać Wyroczni. Jednak jako, że był zły źle zrozumiał jej słowa. Żeby uratować Las musiałabyś użyć swoich mocy by go uleczyć. On z kolei jest przekonany że jeżeli wyrwie z ciebie twoją moc i przeleje ją na siebie uratuje Las... 
- Ale jak wyrwać? - przerwałam jej zdziwiona. To można odebrać nam moc? Ale matka się nie odzywała tylko patrzyła... wzięłam bardzo głęboki wdech. - Zabije mnie... prawda? - wielka gula utknęła mi w gardle. Teraz dopiero zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji w jakiej się znalazłam.
- Teho jest zaślepiony rządzą mordu. Ale nie wie, że jeśli cię zabije zginą wszyscy Obdarzeni... bez twej jaśniejącej osoby nie będą w stanie przetrwać, jesteś swego rodzaju talizmanem. Poza tym bez twojej mocy Las zginie więc Orioni tez nie przetrwają. 
- Nikt nie potrafi im tego wytłumaczyć?! - pisnęłam spanikowana. Duch westchnął.
- Każdy kto odważył się pouczyć syna Sprawiedliwego został okrutnie zamordowany. Nikt nie ma prawa kwestionować jego zdania i rządów. Wyrocznia też straciłaby życie gdyby nie to że jest nieśmiertelna i bardzo potrzebna Orionom. Ale nie zmienia to faktu, że Teho uważa się za najważniejszego i tylko jego zdanie się liczy. Dlatego musisz przeżyć, musisz walczyć! - matka chciała dotknąć moje ramienia, ale jej ręka była niematerialna i przeniknęła prze moją rękę.
Długo siedziałyśmy w milczeniu.
- Jak zginęliście? - wyszeptałam, niepewna czy chcę to wiedzieć.
- Przyszli w nocy... obudził nas twój płacz. Chcieli cię porwać, ale twój ojciec się na nich rzucił... zabili go... było ich zbyt wielu, a żołnierze którzy stali na warcie zginęli. Nie pozwoliłam im odejść bez walki odbierając wszystko co dla mnie ważne. Nie zabili mnie od razu. Oczywiście popędzani mordem Teho kompletnie zapomnieli o tym co było najważniejsze. Zapomnieli o tobie. Rodzice Cryspina odnaleźli cię i wraz z pozostałymi Obdarzonymi uciekli z Lasu Tysiąca Dusz na wymiar ziemski i oddali cię rodzinie Tain, a sami ukryli się. Natomiast Orioni byli zajęci moją egzekucją. Publicznie ścięli mi głowę... Zacisnęłam dłonie w pięści i powstrzymałam odruch wymiotny. Wzięłam kilka głębokich wdechów i spojrzałam na nią. Na jej twarzy widniał smutek. 
- Niestety Teho odkrył miejsce twojego pobytu. Wtedy jednak posłuchał Wyroczni i nie kazał kolejnemu oddziałowi cię porwać. Podrzucił Tain'om Patric'a. Wbrew temu co sądzisz on nie jest Orionem. Jest człowiekiem. Kiedy skończył szesnaście lat Teho przekonał go, by uprowadził cię kiedy skończysz szesnaście lat, w zamian za obdarowanie go nieskończoną mocą. Patric jest tylko człowiekiem więc dał się złapać na przebiegły plan syna Sprawiedliwego. Moc, którą dostał nie jest przeznaczona dla jego słabego ludzkiego umysłu. Ta moc go w końcu zabije i Teho o tym wie, ale nie powie mu gdyż nie będzie potem większego problemu by się go pozbyć... moc sama go wykończy... a resztę historii znasz. Podpalenie to też sprawka Patric'a, a zrobił to tylko po tym by jeszcze bardziej zadowolić Teho. 
Milczałam zszokowana i cała roztrzęsiona. Kiedyś chciałam wiedzieć wszystko o mojej przeszłości... a teraz żałuję, że tego słuchałam. Czemu spotkała mnie taka tragedia? Nie ważne! Nireti! Musisz wziąć się w garść i uratować Las Tysiąca Dusz! skarciłam się w myślach. 
- Jak... jak mogę uratować ten Las? - zawiał lekki wietrzyk i spojrzałam w stronę mojej matki... ale jej ducha już tam nie było. Znów zniknęła bez pożegnania? Świetnie.
Nagle zaskrzypiała furtka prowadząca do zachodniej część lasu. Popatrzałam w tamtym kierunku i ujrzałam Cryspina. Szedł wpatrzony w swoje stopy, ręce trzymał za plecami, nie zauważył mnie. Wstałam ale zachwiałam się lekko. Moje nogi były jak z waty. Odchrząknęłam i wtedy podniósł wzrok na mnie raptownie się zatrzymując.
Patrzeliśmy sobie w oczy. Fioletowe oczy wpatrzone w siebie. Stałam jak zaczarowana. Czułam... przyciąganie... coś... jakieś nieokiełznane uczucie... ciągnęło mnie do niego.
Liczył się tylko ON.




/Luthien

8 komentarzy:

  1. Witam. Trafiłam tutaj z bloga KatieKate i musze przyznać, że urzekło mnie Wasze opowiadanie. Piszecie fajnym językiem (bo rozumiem, że jest Was dwie : ). Fabuła jest wciągająca, opisy wystarczające, no i przyjemne dla czytelnika postacie. Od razu polubiłam Nireti, a Cryspin mnie zauroczył. Emocje między nimi są świetnie ukazane. Kiedy planujecie ciąg dalszy? ; )
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. @whiteberry Tak, jesteśmy dwie ;) Bardzo dziękujemy za pozytywną opinię ;) Już niedługo pojawi się kolejny rozdział :D Jestem w trakcie pisania ;3 Przepraszamy, że trzeba tak długo czekać, ale nauki jest od groma :< /Merenwen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że odwiedziłaś mojego bloga : ) Są to na razie moje nieudolne początki, ale wierzę, że ćwiczenie czyni mistrza.
      Ps. Nie musicie przepraszać, jeśli chodzi o naukę – znam ten ból ^_^ W każdym razie, nie pospieszam, lecz cierpliwie czekam na dalszy rozwój wydarzeń : )

      Usuń
    2. Rozdział powinien pojawić się już jutro ^^ /L

      Usuń
    3. @whiteberry Uwierz nam, że gdyby każdy zaczynał tak "nieudolnie" jak Ty to blogi, a nawet cały internet byłby piękniejszy ;) A jeszcze, że to fantasy... <3 Jesteśmy Twoimi obserwatorkami ;3 Będziemy na bierząco ;) Jak napisała Luthien -> Już jutro pikantne szczegóły ;)/M.

      Usuń
  3. Przepiękne !!! trafiłam tutaj z Katalogu Euforia.
    Mam nadzieję, że niedługo będziecie dalej pisać.

    Zapraszam do mnie :)
    http://swiatjestpelenmagi.blogspot.com/

    Klaudia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm...dziękujemy! Mamy nadzieję, że to szczera opinia :) Kolejny rozdział pojawi się na dniach! /M.

      Usuń
  4. Blog został dodany do Katalogu Euforia.
    Pozdrawiam, taasteful. ♥

    OdpowiedzUsuń

NIE SPAMUJEMY