gry online

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Dobrego złe początki

Rozdział 1

Ogień...tylko ogień...wysokie czerwono-żółte płomienie pochłaniały coraz więcej mojego rodzinnego domu, który stał na brzegu lasu. Spalały wszystko na swojej drodze, całe moje dotychczasowe życie. A ja stałam schowana za krzakami i przyglądałam się jak zahipnotyzowana. W oddali słyszałam wycie oddziałów ratowniczych. Już tutaj jechali. Nadal nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Momentalnie przez myśl przeleciało mi tysiące pytań. Jak do tego doszło? Kto tam został? Czemu to przytrafiło sie mnie? Bardzo chciałam zbliżyć się do pożaru. Zawsze wychodziłam z przekonania, że ogień daje ciepło i zapewnia bezpieczeństwo. Dzisiaj zmieniłam tok myślenia.

Z dala dobiegł mnie odgłos łamanych gałęzi. Szybko się odwróciłam, aby sprawdzić zagrożenie. Zbliżał się mój brat. Wysoki, dobrze zbudowany, ciemny blondyn o niebieskich oczach. Podchodził powoli jak do spłoszonego zwierzęcia. Jego twarz wyrażała smutek i strach. W tej chwili zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji. W pobliżu oprócz nas dwojga nie było już nikogo. Reszta rodziny została w środku. Spojrzałam na płonący dom, zaczerpnęłam dużo powietrza i wielkim susem skoczyłam w tamtą stronę. Musiałam biec i ich ratować nawet kosztem własnego życia. Ledwie zrobiłam kilka kroków, Patric chwycił mnie za łokieć i szarpnął w tył.
- Stój! - wrzasnął do mnie gniewnie.
Spojrzałam na niego jak na kogoś kto postradał zmysły. Nie wierzyłam w to co słyszałam.
Tam żywcem spalali się nasi rodzice i dziadkowie, a on mnie zatrzymywał.
- Puszczaj mnie! - wyrwałam z bólem rękę i ruszyłam przed siebie. Nie zbliżyłam się do domu nawet o metr gdy złapał mnie w pasie, zakrył usta dłonią i skierował w przeciwną stronę. Kopałam go, biłam, ale to wszystko na nic. Był silny. Przerzucił mnie przez ramię i szedł nie zastanawiając się co czuję w tym momencie. Po kilkunastu metrach zatrzymaliśmy się. Patric rozejrzał się dookoła i posadził mnie przy drzewie.
- Co Ty głupku robisz?! - wrzasnęłam ze łzami w oczach. W oddali majaczyły płomienie trawiące mój dom... moje życie.
- Jak widzę moja siostrzyczka postradała zmysły. Ale mam pewność, że ty to ty, pyskata jak zawsze - zaśmiał się ironicznie.
- Spadaj! Musimy im pomóc! - chciałam wstać ale przytrzymał mnie.
- Nie uratowalibyśmy ich sami, a dodatkowo tylko opieklibyśmy się jak kurczaki. Nie było żadnych szans... 


Po tych słowach poddałam się. Próbowałam być silna, ale nie dałam rady. Wszystkie emocje jakie się we mnie kłębiły, wypłynęły wraz ze łzami. Musiałam się wypłakać. Nie mogłam pojąć myśli, że zostałam z bratem sama jak palec. Co my teraz zrobimy? Patric usiadł koło mnie, przytulił i zaczął głaskać po głowie. Płakałam długo, ryk syren nasilał się, a ogień znikał, las otaczała ciemność i obrzydliwy smród spalenizny. Moje łzy płynęły nieprzerwanie.Z tego wszystkiego nie wiem kiedy zapadłam w sen. Przynajmniej podczas snu nie myślałam o tym przez co przechodziliśmy we dwoje.


Obudziłam się cała połamana i obolała. Lekkie promyczki przedostawały się przez korony drzew i oślepiały mnie. Zmarznięta potarłam dłońmi ramiona. Teraz podstawowe pytanie brzmiało: Gdzie ja jestem? Przetarłam oczy i zobaczyłam wpatrującego się we mnie ze smutkiem brata. I jak za pstryknięciem palca przypomniały mi się wszystkie wydarzenia. Alarm. Ratunek. Pożar. Spojrzałam na niego i zapytałam:
- Co my teraz zrobimy?
- Nie wiem - odparł obojętnie.
- Pojechali już? - rozejrzałam się po lesie.
- Tak, jakąś godzinę temu.
- No to chodźmy tam.
Nic nie powiedział tylko skiną głową. Wstał i z nieodgadnionym wyrazem twarzy podał mi dłoń i pomógł wstać.
Skierowaliśmy się w stronę tego co pozostało po naszym domu. W powietrzu ciągle unosił się zapach spalenizny, który przez noc ani trochę nie zelżał.

Przyglądałam się każdej części budynku.Od frontu nie było widać zbyt wielu zniszczeń, tylko trochę zadymione ściany i wybite okna. W pobliżu nie było nikogo widać ani słychać. Po cichu zaszliśmy dom od tyłu. I oboje stanęliśmy jak wryci. Prawie nic nie zostało z tylnej części naszego domu. Budynek był oklejony biało-czerwoną taśmą z czarnymi napisami "grozi zawaleniem". Spojrzałam na Patrica. Wpatrywał się z tą niesmaczną obojętnością.
W końcu przełknęłam wielką gulę w gardle i próbowałam wydobyć coś z siebie:
- I co teraz?

- Pójdziemy ukryć się do lasu.
- Oszalałeś? Powinniśmy udać się do miasta. Oni pewnie myślą, że my tez zginęliśmy.

- Tym lepiej, łatwiej będzie się stąd zmyć.
Denerwował mnie swoja obojętnością na śmierć naszej rodziny. Zachowywał się jakby miał to kompletnie gdzieś.

Poirytowana i zdruzgotana skierowałam się w stronę naszych pomieszczeń gospodarczych. Dobrze, że na wsi jeszcze takie coś było. Nigdy bym nie chciała mieszkać w mieście. Zgiełk. Brzydki zapach. Choroby.
Zaczęłam grzebać po szafkach:
- Szukaj śpiworów!- rozkazałam bratu.
- Co Ty kombinujesz?- zapytał i zaczął szukać.
 Przeszukiwałam wszystkie szafki, które przetrwały pożar.

Po pewnym czasie spojrzałam na Patrica pochłoniętego pracą. Podeszłam do szafy na drugim końcu pomieszczenia, szybko otworzyłam piątą szufladę i pod stertą starych ubrań znalazłam to czego szukałam. Pieniądze. Tato pokazał mi kiedyś to miejsce, mówiąc o "czarnej godzinie". Policzyłam je. Razem było ich 1000 dolarów i zapasowa karta płatnicza. Pieniądze schowałam do kieszeni, nie mówiąc nic bratu.
- Patric, masz. - rzuciłam mu kawałek plastiku. Wiedziałam, że Patric wie jaki jest PIN do karty.
- Po co mi ona? - obracał kartą w rękach.
- Karta płatnicza z pieniędzmi na takie chwile jak ta - powiedziałam ze smutkiem.
- Wiedziałaś o tym? Czemu Ty? - zmierzył mnie złym wzrokiem.
-Tato mi kiedyś pokazał - odparłam - Tylko nie użalaj się nad sobą, nie teraz - poprosiłam.

Nic nie powiedział tylko gniewnie spojrzał na kartę.
- Idziemy? - szepnęłam. Nic nie powiedział tylko kiwnął głową. Wyszedł nie czekając na mnie. Szybko pognałam za nim w głąb lasu.
Zdecydowanie ta droga nie prowadziła do miasta ale nie odzywałam się. Patric był już zbyt zdenerwowany, z resztą ja też.
Gdy doszliśmy do starej jaskini było już bardzo późno. Patric kazał mi wejść do środka i czekać, aż sprawdzi czy nie ma kogoś w pobliżu, a gdy wrócił poszliśmy spać. Bardzo chciałam zostać w tym stanie już na zawsze i zapomnieć o wszystkich problemach jakie mi się przytrafiły. Niestety nie było mi to dane.


/Merenwen

6 komentarzy:

  1. Fajnie się zaczyna ;3 czekam na więcej =D :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne, tylko jestem zła, że ona jednak nie pobiegła ich ratować!!
    zapomnijgo.blogspot.com
    pssandialo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety Patric jest nieobliczalny :( A ona mu zaufała ;/ Dziękujemy ! /M.

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział. Dołączam do obserwatorów :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajneee :D Bardzo mi się spodobało to opowiadanie. Cały czas byłam w lekkim napięciu.

    Zastanawia mnie co wywołało pożar, kto zginął i wogóle o co chodzi? Patric jest taki bez uczuć, w ogóle się nie przeją śmiercią rodziny! Dlaczego? Każdy by był zdruzgotany, a on? Czemu?!

    Zastanawia mnie też fakt ile oni mają lat. Wyobraziłam sobie tą dziewczynę, jako dziewczynkę, a brata na jakieś 17 lat. Zobaczymy czy trafiłam xD


    Od samego początku się coś dzieje co jest wielkim plusem, bo dzięki temu zachęciłyście mnie do dalszego czytania.

    Zastanawia mnie też jak piszecie. Jedna pisze 1 rozdział, a potem druga następny? A może tak jak ja z koleżanką, że kawałek ja, kawałek ona.

    Trochę raził mnie brak akapitów i myślników, ale ważne, że fajny jest tekst :D

    Zapraszam do mnie kasyczi.blogspot.com
    dziś wstawię konkurs i zapraszam do udziału w nim, bo fajna nagroda ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękujemy za opinię :D
    Szczerze? Stworzyłyśmy postać Patric'a, a też go nie lubię za ten brak uczuć :D Ale czarna magia i te sprawy ;/
    Co do wieku, to w miarę blisko :D Nireti ma 17, a brat 20. Patric jest rodzonym dzieckiem tych co zginęli w pożarze, a Nireti została podrzucona Tainom. Wyjaśnia to duch jej mamy.
    Jeśli chodzi o pisanie to tak jak pisałaś. Jeden rozdział piszę ja, drugi Luthien. Inni się zastanawiają jak sobie radzimy, ale potrafimy dojść do porozumienia i ot co tworzymy razem :D
    Na pewno odwiedzimy :)/M.

    OdpowiedzUsuń

NIE SPAMUJEMY